Wabik na kolibry.

 Już była najwyższa pora aby poszukać noclegu. p. jak zwykle wcześniej wyszukał pole namiotowe nad wodą i właśnie tam podążaliśmy. Widoczny na mapie kemping nad samym jeziorem wydawał się bardzo odpowiednim miejscem na nocleg. Z zadowoleniem przywitałam perspektywę wieczornego relaksu w atrakcyjnym miejscu. Nasze wyobrażenia wybujałej fantazji zderzyły się z widokiem który lekko ostudził nasz zapał. Rysujący się w oddali półwysep z namiotami przedstawiał żałosny widok. Ani jednej roślinki nie mówiąc już o drzewie w cieniu którego można by rozłożyć namiot. 
 – I co zostajemy tutaj? – Zapytałam bez cienia zadowolenia z wyboru dokonanego przez mojego przewodnika.  
Eeee. Chyba nie bo bardzo, tutaj jest niewyobrażalnie ochydnie. – p. rozglądał się dookoła z mina wyraźnej niechęci do otaczających nas widoków. – Niby ładnie ale brzydko i niesympatycznie. – Stwierdził rozglądając się po pustynnych wzgórzach.
Objechaliśmy cały teren dookoła ze dwa razy i ze smutkiem stwierdziliśmy, że mkniemy dalej bo o kąpieli też nie było mowy ze względu na brudną wodę w jeziorze.
To gdzie teraz? – Zapytałam z odcieniem zniecierpliwienia. Wiadomo, że to nie jego wina, że nam się nie podoba ale zawsze znajdowaliśmy miejsce które nas satysfakcjonowało na tyle, że byliśmy zadowoleni. – Może jakiś hotel? – Rzuciłam sugestie. 
Tak oczywiście hotel albo motel od biedy a najlepiej Spa z błotnymi kąpielami i kołyszącym do snu łóżkiem. – Dlaczego dostaje mi się po głowie, przecież to nie moja wina, że tutaj tak byle jak. – Na takim zadupiu hotel. Też mi coś! Jedzmy dalej, może coś znajdziemy. – Ruszyłam w stronę asfaltowej wstęgi pozostawiając nieprzyjazne pole namiotowe. Gdybyśmy mieli naczepę kempingowa to moglibyśmy tu zostać bez największego problemu ale z namiotem to zupełnie inna sprawa. 
Którą droga mam jechać? – Zupełnie wytracona z równowagi i niepewna dokąd mam jechać zapytałam bo przede mną widoczne było skrzyżowanie. 
A ile dróg tutaj jest? – p. z nosem w mapie poprawiając zepsute okulary szukał wyjścia awaryjnego. – Jedna! To proste jak drut. Kontynuuj nasza podróż jakby nic się nie stało. 
Ja widzę dwie drogi więc w która mam skręcić. 
– Coooo? – p. wyprostował się raptownie niedowierzając swemu zmysłowi słuchu. – Gdzie my jesteśmy? 
A skąd ja mam wiedzieć, kazałeś jechać. – W sytuacjach gdy znajdujemy się w miejscach których nie ma na mapie zwykle jedziemy w lewo. Taka nasza reguła. Zwolniłam i przygotowałam się do skrętu w lewo. p. rozejrzał się szybko po okolicy spojrzał na mapę i jeszcze raz skontrolował otaczające nas góry i doliny pośród nich. 
W prawo, oczywiście w prawo. Jedziemy w góry. – I znów nosem jeździł po mapie a ja tylko westchnęłam nad ciężkim losem kierowcy.

 

Zupełnie niedaleko był następny kemping ale jak wynikało z mapy pozbawiony atrakcyjności którą była kusząca woda. Pośród drzew w górach poczuliśmy się bardziej swojsko pomimo tego, że żadne z nas nie jest góralem. Mały kemping wciśnięty pomiędzy stok a strumyk nie tylko nam przypadł do gustu bo ludzi jakby więcej tutaj niż na poprzednim, zupełnie pustynnym.
  Po dokonaniu formalności czyli wypisaniu formularza meldunkowego i uiszczeniu opłaty za jedno-nocny pobyt rozpoczął się niespodziewany powietrzny spektakl. Do naczepy kempingowej obok nas, przyozdobionej kolorowymi pojemnikami z nektarem dla kolibrów ciągnęły nieskończonym potokiem te żarłoczne ptaki. Przelatywały nad naszymi głowami aby napić się słodyczy tuż za nami.
Skonstruowałam zatem wabik na kolibry aby na chwilkę zatrzymały się i u nas w swym szalonym locie. Kilka z nich dało się nabrać na sztuczny kwiat ale wieść o oszustwie prędko rozeszła się pośród ewentualnych zainteresowanych i więcej już ani jeden nie zatrzymał się aby sprawdzić ileż to nektaru zawierają okulary, kosmetyczka i apaszka. Poidełka u sąsiada ustawione były w tak niefortunnym miejscu, że nie widzieliśmy ich z naszego miejsca. Nie udało się nam zrobić ani jednego zdjęcia kolibra ale tym którzy chcieliby zapoznać się z tymi ptakami lub przypomnieć sobie nasze poprzednie z nimi spotkania to proszę kliknąć tutaj lub tutaj. Gdy słońce poszło spać i zapadł zmrok wraz z nim ustał głośny furkot malutkich skrzydeł kolibrów. My również szykowaliśmy się do snu aby kolejny dzień powitać bardzo wczesnym rankiem.

Categories: New Mexico | Leave a comment

Post navigation

Leave a comment

Blog at WordPress.com.